Przygoda życia Autor: Oliwia Żurek


Rozdział 1



Nazywam się Weronika, mam 20 lat i małą siostrę o imieniu Olivia. Mieszkam w Nowej Hucie, w małym domku, oraz pracuję w cukierni z moim kuzynem Karolem. Cukiernictwo to moje ulubione zajęcie. Mam też wiele innych zainteresowań, ale wypieki lubię najbardziej. Dziś opowiem wam historię, która przydarzyła mi się całkiem niedawno. No to co, zaczynamy?

Któregoś dnia Karol wbiegł do cukierni cały zdyszany. Nie mógł złapać powietrza, tak szybko pędził z wiadomością, którą usłyszał na pobliskim straganie, robiąc zakupy.

– Konkurs na najlepsze ciasto – powiedział w końcu Karol.

Byłam zachwycona tą informacją, bo wreszcie będę mogła pokazać swoje umiejętności.

– Odbędzie się w Lachowicach za trzy dni – mówił Karol. – Sędzią jest Jędrek Szarug.

– Zastąpisz  mnie w cukierni,  bo chciałam  spakować się na wyjazd? – zapytałam go.

– Jasne, zastąpię cię – odpowiedział Karol.

Pobiegłam do domu i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, czyli: piżamę na 3 dni, bo tyle trwa konkurs, plecak, ubrania, szczotkę do włosów, pastę, szczoteczkę do zębów oraz ciepłą kurtkę, bo w Lachowicach jest bardzo zimno.

Gdy się spakowałam, zadzwoniłam do Karola zapytać, kiedy i na jakim lotnisku jest samolot do Lachowic. Karol powiedział, że odlot jest o godzinie 08.00 na lotnisku w Katowicach.

Trzy dni później jechałam już na lotnisko taksówką. Przejeżdżając zobaczyłam znak z napisem: UWAGA, NADLATUJĄ UFOLUDKI. Byłam bardzo zdziwiona. Zazwyczaj na znakach jest rysunek, który informuje np. o silnym wietrze, przejściu dla pieszych, lotnisku. Tu zaś był napis dziwnej  i nieprawdopodobnej treści. Przecież nie ma ufoludków.

W końcu dojechałam na miejsce. W ostatniej chwili weszłam na pokład samolotu, założyłam słuchawki i zasnęłam. Przyśnił mi się piękny tort, który upiekłam na konkurs. Jednak to był tylko sen, bo kiedy otworzyłam oczy, byłam w samolocie i zaraz miało rozpocząć się lądowanie.

Po odprawie, odbiorze bagaży i wezwaniu taksówki w końcu dotarłam na miejsce. Rozpakowałam walizki i poszłam do sklepu kupić mąkę, jajka i mleko. Gdy wróciłam do domku, upiekłam naleśniki z serem, bo byłam bardzo głodna. Po zjedzeniu naleśników poszłam porozglądać się po okolicy, gdyż miałam jeszcze 5 godzin do rozpoczęcia konkursu. Zauważyłam sklep z rzeczami kuchennymi, więc weszłam do niego. Kupiłam tam fartuch, metalową miskę i oczywiście łyżkę do mieszania ciasta. Czas mijał tak szybko, że zapomniałam zupełnie o konkursie. Kiedy się zorientowałam, do konkursu została godzina. Wzięłam rzeczy, które kupiłam oraz swoją szczęśliwą czapkę, wsiadłam do auta i wyruszyłam. Zdałam sobie jednak sprawę, że nie wiem, gdzie odbywają się kulinarne zawody. Napisałam do Karola wiadomość, w której prosiłam go o wskazanie właściwego adresu. Karol odpisał, że konkurs odbywa się na ulicy Marzeń pod numerem 10. Szybko pojechałam w tamtą stronę, bo zostało 20 minut do rozpoczęcia zawodów. Miałam już mało czasu, żeby przygotować potrzebne składniki do ciasta.

Nareszcie dojechałam na ulicę Marzeń 10. Wzięłam wszystkie rzeczy, które miałam ze sobą, szybko wysiadłam i pobiegłam na konkurs. Organizatorka zawodów już na mnie czekała. Pobiegłam na swoje stanowisko, rozłożyłam rzeczy i poszłam do spiżarni po truskawki, maliny i borówki do ozdoby tortu. Wzięłam śmietanę, kolorowe barwniki i białą masę cukrową. Organizatorka powiedziała, że za 3 minuty wchodzimy na antenę.

Wracając ze spiżarni zauważyłam małe, białe odciski stópek. Poszłam zapytać, czemu na podłodze są odciski małych stópek. Organizatorka, o imieniu Ola, powiedziała, że pewnie mi się przewidziało.

– Pani Olu, kiedy przyjedzie sędzia Jędrek Szarug, bo za minutę zaczyna się konkurs? – zapytałam.

Pani Ola powiedziała, że już jedzie. Konkurs się zaczął. Jędrek Szarug przedstawił się wszystkim zawodnikom. Przedstawił również zasady konkursu oraz pozostałych uczestników. Miałam 3 drużyny do pokonania. W skład drużyn wchodzili:

1. Wiktor i Olek,

2. Klara i Wojtek,

3. Emilka i Łucja.

Ja natomiast byłam sama, ponieważ Karol nie doczytał w regulaminie, że można być z kimś w parze. Pewnie dlatego, że to on musiałby ze mną jechać. Miałam 40 minut na upieczenie ciasta. W czasie konkursu zabrakło mi mleka, więc poszłam do spiżarni. Kiedy otworzyła lodówkę, zobaczyłam coś niewiarygodnego.


Rozdział 2

Nie mogłam, uwierzyć własnym oczom. W lodówce zobaczyłam dwuokiego zielonego ufoludka. Bardzo się przestraszyłam i próbowałam zawołać panią Olę, ale ludzik powiedział, żebym jej nie wołała.

– Nazywam się Fik – powiedział mały ludek. – Chcesz wygrać konkurs?

– Tak, bardzo chcę wygrać, ale skąd znasz moje imię? – odpowiedziałam pytająco.

– Wiem wiele rzeczy o twoim życiu – powiedział Fik.


Popatrzyłam zdziwiona na Fika. Powiedział mi, abym stanęła nieruchomo. Wtedy wyciągnął magiczną miksturę zmniejszania, wziął ją do ręki i wylał na moje buty. Poczułam się trochę inaczej. Gdy zobaczyłam swoje ręce, nie mogłam uwierzyć. Były bardzo maciupeńkie. Zapytałam się Fika, co ze mną zrobił. Fik powiedziała, że to jest pierwszy krok, żebym wygrała konkurs. Potem powiedział, że za chwilę wróci i poszedł do tajnego schowka pod lodówką. Gdy wrócił, miał w ręku mały statek kosmiczny. Wyciągnął różdżkę i magicznymi słowami powiększył statek.

– Jak to zrobiłeś? – zapytałam się.

– Nie powiem – powiedział Fik.

– A czemu? – spytałam.

– Bo to moje prywatne sprawy! – krzykną Fik.

W tym czasie sędzia i organizatorka zastanawiali się, gdzie jestem.

– Weroniko, wsiądź do statku, lecimy na moją planetę – rzekł Fik.

– Dolecieliśmy! – krzyczałam.

– Poczekaj tutaj, bo muszę powiedzieć tajne hasło, które brzmi: „Planeta Fikuśna” – powiedział ufoludek i zniknął na chwilę. 

– Weroniko, już jestem – krzyczał Fik, ale ja nie odpowiadałam. W końcu się znalazłam. Fik powiedział, żebym tak nie robiła.

– Fik, a mogę cię o coś zapytać? – powiedziałam.

– Jasne – odparł Fik.

– Co my tu właściwie robimy? Za chwilę skończy mi się czas na upieczenie tortu.

– A masz pomysł na tort? – zapytał mnie Fik.

– No... nie mam – rzekłam.

– To za chwilę będziesz miała – zaśmiał się głośno.

Fik zaprowadził mnie do ich cukierni. Stwierdził, że teraz na pewno coś wymyślę. Były tam różne torty: słodkie, kwaśne, mieszane, czekoladowe, owocowe i wiele innych. Jednak mi nic się nie podobało. Powiedziałam mu, że chcę upiec coś swojego. Fik był rozczarowany moim stwierdzeniem, gdyż te torty były dla niego wyśmienite.


Rozdział 3

Powiedziałam Fikowi, że chcę wracać na Ziemię. Odpowiedział, że jeszcze nie wracamy. Zrobiło mi się smutno. Przecież wszyscy liczyli, że zajmę miejsce na podium. Popatrzyłam wtedy się na piękne niebo, które z Ziemi jest niewidoczne gołym okiem. To była GALAKTYKA. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł na tort. Mogę zrobić ciasto z masą cukrową, przekładane gorzką czekoladą, na której będzie jadalny, złoty pyłek. Na górze zostaną ułożone małe owocowe kulki, przypominające planety. Podskoczyłam podekscytowana. Postanowiłam,że wracam na konkurs z Fikiem lub bez niego. Ufoludek nie zwracał na mnie uwagi.


Gdy biegłam do statku z nowym pomysłem, wpadłam do wielkiego dołu. Krzyczałam tak głośno, jak tylko mogłam, ale nikt mnie nie słyszał. W końcu przyszła jakaś nieznajoma osoba, która miała zieloną czapkę, czarne oczy, kremową skórę, czerwoną koszulkę oraz fartuch. Pomogła mi wydostać się z dołu. 

 Oczywiście podziękowałam za pomoc. Zapytałam się nieznajomej, kim jest. Była człowiekiem, takim jak ja. Dziewczyna powiedziała, że nazywa się Zuzia. Również brała udział w konkursie wypieków, ją też ufoludki przywiozły na planetę Fikuśną. Zastanawiałyśmy się, dlaczego sprowadziły nas na nieznaną planetę, gdzie nie ma zasięgu.

– Już wiem! Chcieli nas tu zwabić! – krzyknęłam.

– Gdzie? – zapytała Zuzia.

– Na konkurs wypieków. Wiedzieli, że przyjdziemy – powiedziałam.

– Masz rację – odpowiedziała Zuzia.

– Oni chcą nam coś zrobić. Ja się boję, a ty Weronika? – zapytała Zuzia.

– Ja tak samo, ale musimy być odważne i działać jak najszybciej – rzekłam.

– Dobrze. Co mam robić? – spytała Zuzia.

– Chyba mam pomysł – powiedziałam. – Gdy szłam z Fikiem do cukierni, widziałam leżącą na ziemi ulotkę z ogłoszeniem, że odbędzie się festiwal. Widziałam też przez okno pomieszczenie ze stołem do jakichś mikstur. Mogłabym się tam wkraść w czasie festiwalu i zrobić miksturę powiększającą, bo małe nic nie zdziałamy.

Szybko poszłam do małego domku. Oczywiście najpierw zobaczyłam, czy nikogo tam nie ma. Na szczęście nikogo nie było. W domku na stole leżała bardzo, ale to bardzo duża książka z zaklęciami. Otworzyłam ją. Na pierwszej stronie był przepis na miksturę powiększenia. Szybko przeczytałam, jakie rzeczy są do niej potrzebne. Na małej półce leżały wszystkie składniki. Wzięłam je, a następnie połączyłam według przepisu. Po kilku minutach eliksir był już gotowy. Szybko wybiegłam z dużym workiem, w którym znajdował się proszek potrzebny do sporządzenia mikstury.

Miejscem spotkania z Zuzią była ławka przy cukierni. Kiedy dobiegłam, Zuzia już na mnie czekała. Jakby nigdy nic, poszłyśmy w kierunku miejsca, gdzie odbywał się festiwal. Miał się zacząć o 17.00, czyli za pięć minut. Wstąpiłyśmy jeszcze po linę, która była w sklepie górskim. Schowałam ją do plecaka.

Na festiwalu była cała gromada ufoludków. Przed dokonaniem naszej misji, wypiłyśmy duszkiem okropną miksturę. Minutę później urosłyśmy do rozmiaru Wielkiej Stopy. Gdy usłyszałyśmy pierwszy dźwięk rozpoczynający festiwal, wyciągnęłyśmy linę, a następnie związałyśmy wszystkie ufoludki razem. Nie spodziewały się tego. Kilku nie zdołałyśmy złapać, ale byli za mali, aby sobie z nami poradzić.

– Czemu okłamałeś mnie i Zuzię? – zapytałam się Fika.

– Chciałem zawładnąć całą Ziemią, dlatego co roku zabierałem kilku uczestników konkursu.

Byłyśmy na niego bardzo złe, ale nas ładnie przeprosił. Mimo to musiał trafić do więzienia razem ze swoją gromadą ufoludków. Gdy przyszła po nich policja, poleciałyśmy z powrotem na konkurs. Gdy wbiegłyśmy na salę, musiałam wytłumaczyć, co się stało i dlaczego jest ze mną uczestniczka z zeszłorocznego konkursu wypieków. Natychmiast przerwano zawody, by zacząć je od początku. Miałam już parę, ponieważ Zuzia spadła mi z przysłowiowego nieba. Upiekłyśmy piękny tort z galaktycznym motywem. Tort ten przyniósł nam wygraną. Po konkursie postanowiłyśmy założyć własną cukiernię o nazwie „MAGICZNE DUO”. W cukierni wiodło nam się bardzo dobrze i wiemy, że to był dobry wybór. Z całą pewnością czeka nas wiele, ale to wiele konkursów.





 







Komentarze

Popularne posty